czwartek, 23 kwietnia 2009

…brat i jego matura…

Do wielkiego wydarzenia w życiu mego młodszego braciszka pozostało dni niewiele.
Bodajże nieco ponad dwa tygodnie.
Tak, tak, jak to szybko zleciało swoją drogą.
Jeszcze nie tak dawno był małym przedszkolakiem, co z wywieszonym z emocji językiem i czerwonych policzkach bawił się na dywanie dużego pokoju w wyścigi samochodów a teraz?
Teraz już z niego się maturzysta zrobił,który co prawda w samochodziki już nie bawi się, ale chętniej natomiast ogląda wyścigi samochodowe niż się przygotowuje do maturalnych zmagań.
A czeka go nie lada wyzwanie.
Przed nim fizyka, matematyka, angielski rozszerzony oraz język ojczysty na poziomie podstawowym.
Brat i tak się bulwersuje czemu w ogóle się język polski zdaje, skoro on jest Polakiem i nie musi udowadniać tego, że umie się nim posługiwać. Na sugestie mamy, iż przydałoby się mieć jakiś dokument świadczący o tej umiejętności, brat odpowiada drwiącym „phiii”.
Nie bierze sobie do serca także moich uwag, iż najwyższy czas na powtarzanie sobie przerobionych lektur w liceum, gdyż wiadomo pamięć ludzka krótka i może wszystkiego nie pamiętać z notatek w zeszycie. Nawiasem mówiąc te notatki wyglądają tak, że jest data, temat i dwa zdania zanotowane. Co za iście studencka oszczędność miejsca i czasu pisania notatek.
Co do reszty czekających go egzaminów braciszek nie wypowiada się zbytnio, bo tu trzeba przyznać, bez większej dociekliwości iż denerwuje się chłopak.
Jakieś sinusy, cosinusy, całki i logarytmu każdego by wpędziły w depresję.
On jednak uparcie twierdzi że to umie i lubi i na pewno napisze super.
Cóż pogratulować pewności siebie.
Ale i tak dowodem na to jak mu poszło będą nie słowa, ale pozytywne wyniki na świadectwie, do którego odebrania jeszcze czas nie nadszedł.
  
…a wszystkim maturzystom na nadchodzące dni ciężkiej pracy umysłowej życzę połamania pióra, długopisów i kartek…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz