czwartek, 28 sierpnia 2008

…z planów wakacyjnych nic nie wyszło…

Miałam iść do pracy, teoretycznie zarabiać na ksero w przyszłym roku studiów, a praktycznie, najprędzej, do gromadzenia uskładanych pieniędzy bo ze mnie chomik jak mało kto.
Razem z drugą ambitną koleżanką cały tydzień jeździłyśmy i zwiedzałyśmy potencjalne miejsca wyzysku robotniczego.
Aż w końcu się trafiło jedne całkiem znośnie, udało się nam nawet wystarać o spotkanie przedpoborowe.
Już byłam tę przygotowana na poważną rozmowę kwalifikacyjną do wyboru najlepszych pracowników na linie produkcyjną.
Atu niestety zły los chciał że dwa dni przed dniem rekrutacyjnym w tej firmie, musiałam walnąć się w schody na działce i złamać tę okropną kość w nodze, o której istnieniu, mimo pobytu w klasie bio-chemicznej,dopiero się dowiedziałam po diagnozie lekarskiej.
XXX
Planowałam także wyjechać we wrześniu razem z paroma osobami z grupy studenckiej na parę dni w góry.
Miały być kulturalne rozmowy, integracyjne piesze wędrówki i picie niskoprocentowych trunków spożywczych.
No i nie pojadę również przez tę zakichane złamanie, gdyż muszę oszczędzać nogę i żadne dalekobieżne spacery nie chodzą w grę.
A pomimo tego nie mam funduszy do wojaży podróżniczych, gdyż do pracy przecież nie poszłam.
XXX
Poza tym wszystkim, najgorszą rzeczą jest fakt, iż przez rok czasu po zrośnięciu się kości, nie mogę zakładać butów na obcasie.
Pracę mogę przeboleć, góry też…
Ale płaski obcas???
Kobieta bez szpilek na płaskim obcasie nie czuje się prawdziwą kobietą tylko jakimś osobnikiem babochłopowym.
Ato już przecież dyskryminacja głównego założenia naszej szlachetnej płci, jaką jest odróżnianie się od męskiej społeczności która na widok pantofelków 7 centymetrowych dostaje ataku zawałowego.
 
…wszystko przez te niefortunne złamanie z początków lipca…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz