wtorek, 29 stycznia 2008

…take it easy…

Doszłam do wniosku że największym wrogiem każdego zdającego studenta są wstrzymywane na uwięzi nerwy stresowe.
Tłumione w ludziach pokłady niepotrzebnych emocji przed głównym starciem oko w oko z profesorskim gronem,  z podwojoną mocą blokują cały naumiały zasób wiedzy.
I nasze usilne próby odblokowania nauczonych wcześniej definicji, wzorów, czy pojęć idą w dym, gdyż szare komórki mózgu nie jest w stanie przypomnieć sobie niczego.
Tak więc najlepszym sposobem uporania się z taką sytuacją jest podchodzenie do wszystkiego z umiarkowaną dozą ironii i optymistycznego humoru.
Może brzmi to paradoksalnie, ale to jedyne wyjście.
XXX
Dziś podczas czekania na kolokwium ustne z literatury staropolskiej sama się o tym przekonałam.
Mimo okropnego stresu, związanego z wyjątkowo niezbyt dobrym humorem pana prowadzącego, ze zwykłym uśmiechem na ustach weszłam dziarsko do sali konsultacyjnej.
Nie ugięły się mi kolana, nie dostałam palpitacji serca.
Po prostu, powiedziałam co wiedziałam, myląc niektóre definicje utworów poetyckich w „Kronice” Galla Anonima,
 zjadłam zwyczajowo końcówki fleksyjne,
i inteligentną puentą – „wojna sprawiedliwa to nie taka, żeby bić, zabić  i uciec” wyszłam z 5 wpisaną do indeksu.
  
…to jeszcze tylko została mi historia..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz