piątek, 4 stycznia 2008

…syndrom zmarzlucha…

Zima to z pewnością nie jest moja pora roku.
Nie cierpię temperatur minusowych, zimnego szumu wiatru ani marznących chodników.
Nie dla mnie śmiganie na nartach czy jazdy wyczynowe na pobliskim lodowisku osiedlowym.
Walka na kulki śnieżne?
Była dobra w granicach normy dla wieku nieco wcześniejszego.
Teraz na samą myśl o lecącej w moją stronę zimnej brei lodu dostaję drgawek i bez wahania opuszczam potencjalne miejsce bitwy.
XXX
Wiem jedno.
Niezmiennie i nieprzerwanie.
Jestem typem ciepłolubnym.
Słońce, las, a nawet bzyczenie komarów to są otoczenia miłe mojemu jestestwu.
Lekki wietrzyk smagający twarz, szum drzew w oddali…
Skrzypiące krzesło leżakowe…
XXX
Ech się rozmarzyłam…
Ale cóż, chcąc niechcąc równowaga w przyrodzie być musi.
Raz ciepło, raz zimno.
Nie ma trwania w ciągłości bezzmiennej…
 
…a tak na marginesie mówiąc, Ile to jeszcze dni pozostało do kalendarzowego lata?…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz