środa, 23 stycznia 2008

…to bal był nad bale…

Szukając wczoraj w szafie pewnego swetra, natknęłam się znienacka na moją kreację studniówkową wiszącą sobie grzecznie już rok czasu na wieszaku.
Przez stertę innych ubrań wyciągnęłam rękę i dotknęłam śliskiego materiału.
Ten złoty poblask długiej spódnicy z sztywnej wierzchniej tafty…
Jasny gorset, który niebezpiecznie ograniczał oddychanie..
Bordowa róża z materiału przypięta z boku sukienki…
XXX
Zamknęłam oczy mimowolnie…
XXX
Widzę światła, mnóstwo świateł.
Zapalają się i gasną nieproszone.
Wokół mnie tłum ludzi, znajome i mniej rozpoznawalne twarze.
Śmiechy, rozmowy.
Wtem słychać pierwsze takty wygrywanego poloneza.
Ktoś podaje mi rękę.
I zaczyna się.
Raz, dwa, trzy,
dyg…
raz dwa trzy,
dyg…
Wirujemy w rytmie odwiecznej melodii maturzystów…
Wstążki, fale, przechodzenia, aż wreszcie wspólny ukłon.
Teraz czas na część artystyczną i stolikowo-biesiadną…
Dopiero później, kiedy siły nabierają nowego wcielenia zaczyna się bal.
Bal do białego rana…
Szaleństwo na parkiecie całkiem uzasadnione.
XXX
Nagle czuję że ktoś bezczelnie sukienkę mi przydeptał.
Odwracam się…i
 
…i otwieram oczy rozjaśnione wspomnieniami.
Szkoda że studniówka jest tylko jedna…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz