wtorek, 6 października 2009

…magia…

Wszystko zaczęło się od przepuszczonego tramwaju, którym miałam wcześniej wrócić z trzeciego (a w zasadzie drugiego) rande-vu z nim. Użył wtedy delikatnej perswazji niewerbalnej, mającej swe korzenie hen hen w starożytności. I tak od tamtego zdarzenia siłami tajnych mocy czaruje mnie nadal od ponad miesiąc.
Wodzi komplementami i ukochanymi frezjami.
Rozśmiesza do bólu szczęk.
Pachnie perfumami, które sama mu wybrałam.
Rzuca się pod samochód co stoi na parkingu i udaje trupa.
Wytrzymuje sklepowe turnee po różnych centrach handlowych i wcale tak bardzo nie narzeka, kiedy widzi, że go ciągnę do kolejnego sklepu.
Stawia czoła dziwnym dziadkom w parku, którzy za bardzo wytężają ucho podczas naszych wielce inteligentnych rozmów i śledzą nas czyhając w krzakach.
XXX
Ogólnie więc mówiąc jest fajnie. Bardzo fajnie.
Bo ów amant jest pozytywnie porąbany.
 
…Kto by pomyślał, że to sie tak nieoczekiwanie rozwinie wszystko z pewnej znajomości…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz