poniedziałek, 30 listopada 2009

…brat i jego prawo jazdy…

Szanowny mój brat wielce kulturalny i inteligentny człowiek, oblał egzamin na prawko.
I to nie raz.
Trzy razy już mu się noga podwinęła.
Za pierwszym razem nie zdał bo nie zauważył sygnalizacji świetlnej i przejechał sobie hen hen podobno na czerwonym świetle. Cud że nikogo nie rozmaślił po drodze…
 No ale z drugiej strony tak całkiem rzecz mało ważna ta sygnalizacja przecież. Bo co to za obowiązek patrzeć na migające światełka rozpraszające tylko potencjalnych kierowców?
Egzaminator musiał być wyjątkowy wredny że mu nie zaliczył tego drobnego błędu…
Za drugim razem braciszkowi się nie powiodło gdyż skręcił tam gdzie nie potrzeba, czyli mówiąc kolokwialnie olał zaraz kierunkowskazu.
Egzaminator bezczelny powinien wyrozumiale udać że nic się nie stało.
Ale nie, strażnik przepisów drogowych nie dał się nabrać na błagalne oczęta mego brata i pojechał mu po ambicji mówiąc że jest ślepy skoro wielkiej tabliczki z zakazem nie widzi.
Ale do trzech razy sztuka niezdania się musi zdarzyć bo to taka ładna tradycja i tak wspomoże ośrodek ruchu drogowego kolejnymi funduszami z kieszeni mego brata (tak tak sam wykłada na swe porażki egzaminacyjne).
Tym razem podczas prawie poprawnej jazdy na sam koniec egzaminu(zostało jeszcze 10 minut manewrów na drogach) memu bratu pomyliły się pasy ruchu drogowego i wjechał na ten zły. Egzaminator na ten widok zatarł rączki i z udanym smutkiem na twarzy orzekł że nic to, za czwartym podejściem już na pewno zda.
Zobaczymy…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz