czwartek, 7 maja 2009

…nie ma miłości…

Niech o miłości śpiewają piosenkarze,
Niech wielkie uczucia opiewają poeci,
Niech wzloty i upadku zakochanych śledzą brukowce krajowe.
Ja już nie mogę.
Wypaliłam się…
Czuje się pusto od środka, jakbym nie miała serca ujętego w pojęciu metaforycznym, tylko organ jedynie wybijający puls życia.
XXX
Tak, macie rację.
Zerwałam z absztyfikantem.
I wcale mi z tym dobrze nie jest. Myślałam że pójdzie wszystko ot tak po prostu.
Raz dwa i gotowe. Znowu wolność…
A tu proszę, się popłakałam jak bóbr przysłowiowy.
W końcu rok czasu to długo…i teraz to wszystko przekreśliłam…
I teraz z tym się okropnie czuję jaka to ja zła jestem i byłam dla niego.
Jak to flirtowałam z innymi, a jego miałam przez ostatni, dłuższy czas za kumpla…
Dlatego tak moje sumienie się odzywa niepytane teraz.
Ale cóż, tak być musiało.
Jeśli chodzi o zdanie absztyfikanta, to wyjawił mi że się tego spodziewał. Powiedział że nie ma żalu do mnie i że nadal możemy być przyjaciółmi.
Jak to usłyszałam to się poryczałam jeszcze bardziej.
  
…uspokoję się na pewno. Potrzeba mi tylko czasu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz