wtorek, 3 września 2013

Spóźniona refleksja na Dzień Blogera

Jak większość piszących i tworzących wie – 31 sierpnia miało miejsce pewne ważne dla wirtualnej społeczności wydarzenie .
To Dzień Blogera był.
Każdego.
I takiego, co pisuje od dawien dawna i zarabia miliony złotych polskich na swej twórczości, mając tyleż samo lajków na fejsie.
I takiego, co dopiero zaczyna swą przygodę z blogiem i jeszcze nie wie dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi.
Blogera młodego i starego.
To święto pisania i radosnego tworzenia w sieci.
Ja – z racji na siedmioletnie doświadczenie w pisaninie internetowej – mogę zaliczyć się do tej pierwszej grupy. Dwa, trzy lata byłam u szczytu blogowej sławy. Moje notki były polecane średnio trzy razy w miesiącu przez redakcję Onetu, i trafiając na główne strony portalu, robiły niezłe zamieszanie wśród publiki. Miałam tysiące wizyt dziennie, setki komentarzy i maili, mnóstwo pytań dotyczących mojej osoby. Czułam się kochana i doceniona.
Niestety, tamta dobra passa nie trwała długo. Traf bowiem chciał, że przez moją twórczość, pewna osoba, na której wtedy bardzo mi zależało, trafiła na tego bloga… I niestety przeczytawszy to, czego nie powinna, zraziła się do mnie, znikając mi z pola widzenia i z zasięgu sercowego.
I tak ja, trwając w żalu i złości na to, że niepotrzebnie uzewnętrzniłam się uczuciowo w świecie wirtualnym, podjęłam decyzje o zawieszeniu działalności Karii. Tym oto sposobem wycofałam się na długie dwa lata z blogerskiego półświatka.
Jednak czułam, że nie była to decyzja dobra.
Brakowało mi pisaniny, brakowało mi tworzenia, brakowało mi czytelników i wirtualnej akceptacji.
Dlatego, po przemyśleniu i rozważeniu wszystkich za i przeciw, w styczniu tego roku, powróciłam na łono blogosfery.
Mój powrót jednakże wiązał się ze stanowczym postanowieniem, że już nigdy więcej nie napiszę o uczuciach swoich bezpośrednio.
Jak na razie udaje mi się wytrwać w moim postanowieniu. I mimo, że nie tworzę na Karii tak często jak kiedyś, to jednak ten blog, to miejsce jest dla mnie najbliższe.
Kathy Leonia bowiem, w którą wcielam się na łamach kosmetycznego bloga, to nie to samo co Karia.
Karia miała duszę i serce.
Kathy Leonia ma tylko otoczkę.
Nie mniej jednak, kocham to co robię, i obiecuję Wam wszystkim solennie, że już nigdy Karii nie zawieszę.
Karia będzie jak Elvis – wiecznie żywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz