niedziela, 4 sierpnia 2013

Obsługiwałam polskiego żula…

Dnia wczorajszego przeżyłam istny szok szoka…
Mianowicie podczas obsługi jednego z panów kursantów, zostałam zaszczycona pocałowaniem w rękę mojej persony.
Może ten fakt nie wpłynąłby zbytnio na spaczenie mej psychiki, jednakże owym kursantem był żul.
Pan żul z ulicy, co śmierdział wódą i potem i moczem.
Czemu się znalazł w szkole językowej?
A tak mu się zamroczyło przed oczami i zawędrowało do nas.
A ja oczywista obsłużyć muszę każdego bez wyjątku.
Nawet żula.
Siedział prawie godzinę face to face przede mną i woniał masakrycznie.
I wcale nie chciał iść…
Opowiadał o życiu, rodzinie co go opuściła i o koczowniczym trybie życia.
Dowiedziałam się, gdzie śmietniki w Łodzi są najlepiej zaopatrzone, a w jakiej dzielnicy są ludzie najbardziej znieczuli na krzywdę innych…
Na szczęście podałam mu niebotyczną kwotę do zapłaty za kurs j. niemieckiego.
Dopiero po tym fakcie się ulotnił.
Uff…
Obym już nigdy czegoś takiego nie doznała…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz