czwartek, 18 lutego 2010

…panna modna…

Pewien zimowy wieczór był.
Stałam sobie na przystanku przed moją uczelnią i czekałam na tramwaj.
Stopni minus dziesięć Celcjusza.
Śnieg padał od samego rana, wiatr sobie hulał jak na zawodach jakiś wietrznych w sprincie dookoła miasta, deszcz siorbił kulturalnie. Razem to wszystko tworzyło piękną mieszankę w sam raz na typowa, polską aurę zimową. Na dodatek jakby tego było mało na drogach zrobiło się urocze błotko które radośnie współpracowalo z przemiękaniem w butach.
Opatulona w gruby, długachny szal, zabezpieczona zimowym paltem do kolan, czapką i bawełnianymi rękawiczkami wcale nie czułam się komfortowo.
Ręce mi przemarzły dogłębnie, nos jakby zaciął się w dostarczaniu tlenu, a zdrętwiałych palców u nóg w zimowych kozakach na grubej podeszwie wcale nie czułam.
Tramwaj się jak zwykle spóźniał.
Wtulałam coraz mocniej nos w szal, ręce w rękawiczkach zaciskałam i otwierałam na przemian a nogami tupałam dla kurażu tak jak robiło ten sprytny manewr sporo ludzi stojących obok mnie.
Wtem zobaczyłam coś co od razu odwróciło moją uwagę od tego że mi zimno jak choroba a wszystkie dotychczasowe rozmowy w pobliżu przystanku prowadzone umilkły nagle.
Oto oczom wszystkich ludzi zgromadzonych na przystanku,ukazała się niespodziewanie pewna panna, na oko lat 16-17, która w kusej cienkiej kurteczce, pantofelkach na obcasiku i spódniczce mini sięgającej ud cała uśmiechnięta i zadowolona z siebie szła sobie dziarsko przez przejście dla pieszych.
Kurteczka koloru białego,podwiewana przez wiatr ukazała kilka centymetrów gołego ciała nieosłoniętego żadną bluzką.
Panna nawet trudu sobie nie zadała by podciągnąć ową kurtkę czy czarną miniówkę. Najspokojniej w świecie konwersowała przez telefon, maszerując przez kałuże w pantofelkach na przekór błotku i kałużom i rzucając zaciekawione spojrzenia na wszystko dookoła.
Jasne jej włosy bez czapki fruwały sobie dookoła jej wypudrowanej twarzy na której to twarzy nie było widać najmniejszych znaków odczuwania zimna.
Normalnie jak robocop jakiś.
Nic nie czuje tylko chodzi i żyje.
Przeszła sobie przez przejście dla pieszych i zniknęła po drugiej stronie ulicy.
Ludzi na przystanku nadal stali jak zahipnotyzowani tym, co przed chwilą widzieli.
Zaczęłam się w tym momencie zastanawiać czy czasem mi się coś nie pomyliło.
Może to dziesięć stopni to wcale nie jest na minusie ale na plusie?
Mój tok myślenia przerwał znienacka pewien starszy pan w grubym futrze i z laseczką do podpierania, który stojąc do tej pory przy wiacie przystankowej z oburzoną miną, zmarszczył teraz groźnie brwi i wycedził przez zęby na tyle donośnie że wszyscy w pobliżu musieli usłyszeć:
-No tak ta dzisiejsza młodzież… Zero oleju w głowie. Za modę gotowi zdechnąć…
I tu się muszę z nim zgodzić…
Bo wątpię szczerze czy owej modnej pannie takie ubieranie się na temperatury minusowe wyjdzie na zdrowie… Jeśli do tej pory jej się udawało to tylko kwestia szczęścia…
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz