poniedziałek, 5 września 2016

Przeklinam, więc jestem lepszy?

Przeklinanie.
Brzydkie mówienie.
Łacina podwórkowa.
Chyba nie ma na świecie osoby, która w swoim życiu by choć raz nie przeklinała.
Zgodnie bowiem ze statystykami przynajmniej dwa razy dziennie – w sytuacjach stresowych 10 razy tyle – zdarza się nam spontaniczne powiedzenie czegoś „brzydkiego”.
Przeklinanie zwykle często gęsto idzie w parze ze złym humorem, negatywnym nastawieniem czy po prostu stresem.
I – wbrew ogólnemu mniemaniu – dotyczy tak naprawdę osób bez względu na stanowisko jakie zajmują.
Dyrektor, księgowa, sekretarka, sprzątaczka…
I niestety coraz częściej także i dzieci…
Ot sytuacja wyjęta z życia.
Jechałam sobie w piątek tramwajem i jak zwykle wyjęłam książkę, aby poczytać sobie.
Mimo szumu mijających mnie osób wysiadających i wsiadających oraz stukotu kół po szynach czy hulającego wiatru jakoś potrafiłam się skupić z i z zapartym tchem przeleciałam kilka stron dzieła.
Już miałam odpłynąć w kolejnej stronicy i dać się porwać – wraz z mym literackim bohaterem – przerażającemu psychopacie, gdy wtem do mych uszu dobiegła bujna konwersacja prezentująca się mniej więcej w ten sposób:
- No i k* ja Cię p* j* stara zabroniła mi jechać na tę imprezę. No dziwka no po prostu ja j*.
- Stary nie przesadzaj może jeszcze zmieni zdanie.
- Nie znasz tej p*. P* suka.
Dyskretnie odwróciłam się za siebie – podobnie jak połowa wagonu przede mną – i o mało nie spadłam z krzesła, na jakim siedziałam.
Prowadzącymi ową jakże bogatą konwersacje było stojących nieopodal dwoje dzieci płci męskiej, na oko lat 10, którzy, rzuciwszy plecaki na podłogę, tkwili sobie przy poręczach tramwajowych i nie robili sobie nic z gapiącym się nań współpasażerów.
Nie wiem jak się dalej potoczyła ta dyskusja i na czym w końcu stanęło w rozważaniach, gdyż chłopaki – określenie chłopcy nie bardzo do nich pasowało – nagle plecaki w dłoń chwyciwszy, wysiedli zaraz na następnym przystanku.
Po ich wyjściu przez chwilę w wagonie panowała aż dzwoniąca cisza, którą szybko zakłóciło wtrącenie:
- Co za czasy, co za wychowania brak…
I tu pojawia się pytanie: po co dzieciom w tym wieku używanie języka tak wulgarnego?
Czy przez to czują się lepsi, starsi, ważniejsi?
Czy oni w ogóle rozumieją znaczenie słów, które wypowiadają?
Czy tylko naśladując swoich – o zgrozo – rodziców chcą wzbudzić tzw. respekt w towarzystwie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz