środa, 23 marca 2022

Ciążowe perypetie, cz. 4 hemoroidy

 Dziś czwarta odsłona moich ciążowych perypetii.
Tu były wcześniejsze części z tej tematyki: Klik! (jadłowstręt), Klik! (zaparcia), Klik! (widmo dawnych zaburzeń odżywiania).


Teraz czas na kwestię mało przyjemną, związaną bezpośrednio z postem na temat zaparć...

Hemoroidy vel guzki krwawnicze, są jedną z tym dolegliwości, co spędzają sen z powiek wielu kobietom w ciąży. To nic innego, jak drobne naczynia żylne, umiejscowione w odbycie i odbytnicy. Ma je każdy człowiek na świecie, niezależnie od tego, czy jest w ciąży czy nie. Normalna, zdrowa osoba czasem nawet nie zdaje sobie sprawy z istnienia tychże gagatków, gdyż ich zadaniem jest dyskretne uszczelnianie naszego tyłka podczas puszczania gazów i oddawania stolca.

Sytuacja robi się mniej ciekawa, gdy przez nieprawidłowy przepływ krwi, guzki zaczynają się znacząco powiększać. To prowadzi do wypychania owych gagatków na zewnątrz odbytu, w trakcie np. silnego wysiłku (poród) lub robienia twardej kupki (zaparcia). Takie wyjście hemoroidów na światło dzienne często wiąże się z okropnym bólem oraz krwawieniem...

I to właśnie powyższe schorzenie mnie dopadło...
Zaczęło się zgoła niewinnie, ot chciałam przyspieszyć proces oddawania wyjątkowo upartego, twardego stolca i najzwyczajniej w świecie nieco mocniej się "nadęłam". To owszem sprawiło, że owa czynność zakończyła się sukcesem, ale jednocześnie w tym samym momencie poczułam nieprzyjemne ukłucie, a podczas podcierania, zauważyłam ślady jasnoczerwonej krwi na papierze toaletowym.

Nie zwróciłam wtedy na to jakiejś większej uwagi, już wcześniej bowiem zdarzało mi się takie delikatne, jednorazowe krwawienie podczas kupki, zatem podmyłam się i wróciłam do swoich codziennych zajęć. Niestety, wcześniej doznane kłucie nie ustępowało, na domiar złego zaczęło przybierać na sile. Do tego doszło dziwne pieczenie oraz swędzenie.

Kolejna wizyta w toalecie, tym razem na siku, była już niezwykle uciążliwa; miałam wrażenie, że COŚ mnie rozrywa od środka, jakby grasował tam jakiś dziki, głodny zwierz.
Szybko zdiagnozowałam powód tychże boleści podczas podcierania się. Ot przez papier toaletowy wyczułam wystający z mojej dupci masakrycznie bolesny guzek, który wielkością był równy prawie śliwce.

Drogą dedukcji doszłam do wniosku, że to nic innego, jak hemoroid zewnętrzny, który musiał powstać podczas porannego załatwiania się... a teraz uprzykrza mi życie.
I to na tyle poważnie, bo - wierzcie lub nie - ale nie mogłam siedzieć, nie mogłam chodzić, nie mogłam robić siku, nie mogłam puszczać gazów. Nie wspominając o leżeniu na plecach.
Wszystko mnie piekło, szczypało, dosłownie skręcałam się z bólu...

Od razu zaczęłam przeszukiwać Internet, aby znaleźć rozwiązanie i przede wszystkim zlikwidować te okropne dolegliwości. Najczęściej polecanymi medykamentami były maści oraz czopki doodbytnicze, a także nasiadówki rozgrzewające z kory dębu. Gdzieś jeszcze wyczytałam o cudownych właściwościach soku z cebuli, ale nie miałam aż tyle odwagi, co by ten wynalazek testować na własnym tyłku.

W międzyczasie poradziłam się jeszcze mojej pani ginekolog, czy aby na pewno te wyszukane przeze mnie sposoby są bezpieczne dla kobiet w ciąży. Tu od razu, bez zbędnego gadania, dostałam przykaz, aby kupić li maść Procto Glyvenol i stosować ją według zaleceń na opakowaniu. 

I tak też zrobiłam. 

Rano i wieczorem, po uprzednim podmyciu się, aplikowałam specyfik na guzka, zaciskając mocno zęby, gdyż każdy dotyk był istną męczarnią. Oprócz maści, dwa razy dziennie przez ok. 10-15 min, robiłam sobie nasiadówki w miednicy, z ciepłą wodą oraz żelem do higieny intymnej z rumiankiem lekarskim. Do tego doszła zmiana diety, czyt. rezygnacja z kawy mielonej na rzecz zbożowej oraz spożycie większej ilości produktów bogatych w błonnik, aby usprawnić pracę jelit i uniknąć zaparć.

Pierwsze dwa dni takiej kuracji nie przyniosły jakieś znaczącej różnicy w moich zmaganiach hemoroidalnych; niejaką poprawę zaobserwowałam dopiero na trzeci dzień. 
Gagatek z rozmiarów śliwki zaczął się stopniowo zmniejszać i po tygodniu od wspomnianych wcześniej wydarzeń, skurczył się do ziarenka grochu. I póki co mi już nie dokucza. 

Mimo wygranej walki z hemoroidem jestem jednocześnie świadoma tego, że dziad może mi towarzyszyć przez całą ciążą, a jego kulminacja egzystencjalna nastąpi podczas porodu... 

Liczę jednak po cichu, że tak się nie stanie i dane mi będzie uniknąć tego paskudnego bólu...

5 komentarzy:

  1. Ojej, aż mi się gorąco zrobiło. Nigdy nie miałam takich dolegliwości, a po Twoim opisie należy się tylko współczucie, więc współczuję gorąco...

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Panią, Chciałam spytać czy LZS w ciąży I w ogóle w życiu dalej odeszło w zapomnienie? :) proszę o odpowiedź, moja córka ma te chorobę;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście mocno przytulam Panią jeśli chodzi o te wszyyskie perypetie, również jestem w ciąży a problemy natury emocjonalnej mamy podobne:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Buon Natale a te e a tutti coloro che porti nel cuore.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh, it can be so painful. It is hard to customize what you are eating and how you are exercising at this time too. I didn't know what they were until I was pregnant.

    OdpowiedzUsuń